wtorek, 13 grudnia 2011

No więc tak:

trochę najświeższych wiadomości:

W sobotę Własna, Prywatna, Najukochańsza Rodzicielka odebrała mój dyplom. No bo oczywiście były problemy. Aaaa, jak ja nienawidzę pań w dziekanacie. Choć niekiedy są miłe to i tak wszystko trwa wiecznie. I w sumie w moim przypadku to chyba nie jest wina pań z dziekanatu uni który skończyłam, tylko pań z Śląskiej Akadami Medycznej. (Dla nie wtajemniczonych, zaczęłam studia na jednym uni, a skończyłam na innym.) Nie dało się wyciągnąć z ŚLAM-u niektórych informacji, które były potrzebne do wypisania suplementu dyplomu. Informacji takich jak punkty ECTS. Przez 3 lata studiowania tam, nikt nam nigdy nie wystawiał tych punktów. Do dnia dzisiejszego nie wiem czemu służą. Wiem tylko tyle, że to jest jakaś międzynarodowa punktacja. Skoro międzynarodowa - to mi tu w NZ jest potrzebna! Po ponad dwóch miesiącach wiecznego dzwonienia na uczelnie, Matula się dowiedziała, że wersja polska jest gotowa. To teraz oni się mogą zabrać za wersję angielską. Z tym problemem, że wersję angielską nie robi dziekanat tylko ktoś tam inny. I znowu ta babka miała podobny problem. Ale obiecała mamie zrobić to w trybie natychmiastowym. Ona się wywiązała z umowy. Tylko teraz dziekan zapomniał zabrać pieczątki skądś tam i znowu się wszystko przesunęło. Ale kochana Pani z biura spraw zagranicznych (którzy wystawiają owy dyplom) obiecała, że zabierze mój dyplom, pojedzie tam gdzie Dziekan zostawił pieczątkę i podbije to. Więc w ciągu tygodnia dostałam angielską wersję też. W sobotę TJ2 zeskanował wszystko (DZIĘKI!) i przesłał na mejla. Stuart w poniedziałek wydrukował w pracy (i nawet zbindował!). Więc dziś mogłam uderzyć do najbliższego szpitala, który się zwie Midllemore Hospital, i jest dość blisko mnie. Tam się dowiedziałam że:
- jeżeli chcę: być wolontariuszem, odbyć u nich staż, czy pracować to siak czy owak muszę się zarejestrować w tutejszej izbie pielęgniarskiej.
-żeby się zarejestrować, muszę zdać cholerny test z angielskiego, zwący się IELTS. I dostać powyżej 7 punktów.
-jak zdam test, muszę wysłać mój dyplom do Wellington, w celu jego weryfikacji. Z tego co się dowiedziałam ze licencjat u nich to już jest bardzo dużo, więc żadnych problemów z tym nie będzie (dostałam to potwierdzenie z dwóch źródeł - szpital i immigration office). W sumie w NZ jest jakiś dziwny sposób nauki, że po LO jak się idzie na studia to się robi level'e - czyli poziomy. I każdy poziom pozwala Ci robić coś więcej i dostać więcej pieniążków w pracy.
-jak się już zarejestruję, mogę bez problemów (nie mając jeszcze pracy!) ubiegać się o Residence Visa, czyli coś co bez problemów pozwala na zostanie w NZ. W sumie bym miała takie same prawa jak kiwusi. Jest jeden minus. To cholernie dużo kosztuje ($2000).

No więc to jest moje przyszłe zajęcie... Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Dla odstresowania poszłam dziś z Vinny'm do kina na Puss In The Boots, czyli Kot w Butach. Ależ się uśmiałam. Film warty zobaczenia. Nawet Vinny, który nie lubi filmów animowanych, stwierdził, że nieźle się uśmiał:)

Tu się teraz zaczynają wakacje letnie dla dzieciaków i mój kochany basen zaczyna pękać w szwach. ;(

P.S. Ogłaszam konkurs. Jak ktoś wymyśli coś ciekawego co kupić Vinny'emu na święta, to najciekawszy pomysł dostanie nagrodę. Burza mózgów już się odbyła z dwoma osobami i dalej zero ciekawych pomysłów. :( a święta tuż tuż :(

2 komentarze:

  1. Ej przeciesz ja Ci dalem bardzo dobry pomysl na Prezent!!! Powinienem wygrac o ! :D:D:D
    TJ2

    OdpowiedzUsuń
  2. a moze znajda sie lepsiejsze:D

    OdpowiedzUsuń