Otóż moim mili, znalazłam pracę. A w sumie można powiedzieć, że praca znalazła mnie;) Bo: ofertę pracy dostałam od osoby, do której CV nie wysyłałam:P
No ale od początku:
Pisałam Wam w poprzednim poście, że staram się o wizę pracowniczą. Skoro wiza pracownicza to jest wreszcie to mogę zacząć pracować. Łącznie CV wysłałam chyba z 50, odezwało się z 3, że moje CV przeszło do następnego etapu, ale z żadnym człekiem się nie spotkałam. Aż tu naraz, mejl czy jestem zainteresowana opieką domową. No jasne, że tak! I tak od mejla do mejla, zaproszono mnie na rozmowę. W ogóle przez ostatni tydzień główkowałyśmy z Lucia, czy to jest on czy ona, bo imię - Riffy nic nikomu nie mówiło;) Więc jak mówiliśmy o tej osobie używałyśmy słówka 'IT' :P Okazało się dziś, że "it" to kobieta. Bardzo miła i pomocna. Podpisałyśmy wszystko, tzn ja podpisałam. Wypełniłam tysiące papierków. No i mam pracę. Moją pierwszą prawdziwą pracę!
A praca owa polega na udzielaniu pomocy i nie tylko w domu klienta. Będę mieć pod opieką chłopaka 30 letniego, który połamał sobie kręgosłup i jest sparaliżowany od pasa w dół. Z tego co mi Riffy opowiadała chłopak ma dużą chęć życia i poszukuje dokładniej takiej osoby jak ja. Bo tu nie tylko chodzi o mycie go, przebieranie i itp, ale także wyjście z domu, pójście do kina, do zoo i itp. Coś w stylu osobistego asystenta. Nie mam co marudzić na pierwszą pracę i to w dodatku 17 000 km od domu i tak jest dobrze;) Oprócz mnie są jeszcze 4 dziewczyny, które się nim zajmują, więc będziemy pracować na zmiany.
Pracę zaczynam 26 marca. Więc zostało mi 2 i pół tygodnia tutaj gdzie jestem.
Teraz, gdy wiem gdzie moja przyszła praca jest zlokalizowana mogę zabrać się za poszukiwania nowego dachu nad głową!
Dziękuję wszystkim, którzy 3mali kciuki;) przydały się!
Pamiętacie jak wyliczałam nowozelandzkie dziwy i dziwadła? Znalazłam nowe. Który to będzie punkt? Chyba 16... Nie jednak nie, 17;).
17.
Dostałam wczoraj(!) o godzinie 17:05(!) zaproszenie na jeszcze jedną rozmowę kwalifikacyjną. Na... dziś(!) na 11:15(!). Abstrahując od tego, że o 10 miałam jedną rozmowę. To jak można człowiekowi dać 18 godzin czasu do przygotowania się na rozmowę?! A co gdybym nie miała neta w domu i nie mogła mejla sprawdzać co 5 minut? Idiotyzm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz