środa, 25 kwietnia 2012

AJĆ!

Wiem, nie odzywałam się od dość dłuższego czasu... Nawet moja matula doniosła mi, że ludzie jej się pytają co się ze mną dzieje, czy żyję jeszcze, bo nie ma ani nowych notek ani zdjęć.. AJĆ!

Tak więc informuję, że miewam się wyśmienicie i nadal żyję (tak wiem niektórzy z Was czują się zawiedzeni :P)

No i od czego tu zacząć pisać jak się nie pisało od miesiąca?

To, że się przeprowadziłam to wiecie. Zdjęcie z widokiem z okna też wiecie. Współlokator jest świetny. (Zawsze lepiej jest mieszkać z kimś kogo się zna choćby od 6 miesięcy niż całkowicie z kimś nowym.) Nawet udało mi się go sprawdzić przez ostatni tydzień, bo się rozchorowałam - na zwyczajną jesienną grypę. W sumie  ciężko nazwać to "jesienną" grypą, bo nadal chodzę w krótkich spodenkach po domu. Ale tylko do jakiejś 16, bo jak się robi ciemno, to się i zimno robi - czyli wtedy przeskakuję na dobrze sprawdzony dres;). Powracając do choroby. Nie mam pojęcia gdzie ją złapałam. No ale na szczęście pozbyłam się już świństwa - kaszel mi tylko został - który pewnie będę mieć przez następne 3 miesiące, czyli norma jak dla mnie. A Khalid... Gotował mi obiadki, latał do apteki, pilnował abym wzięła tabletki i mnie budził gdy przepociłam się. Lepiej trafić nie mogłam. (Prawie jak TJ2 - wiesz o co mi chodzi prawda?)

Kurde, następnym razem chyba sobie będę spisywała na karteczce o czym opisać, a potem odhaczać. Bo w sumie wiele się wydarzyło, a o wielu sprawach zapomnę napisać.

Więc jak jesteśmy na temacie nowego mieszkanka, to opowiem Wam jeszcze dwie historię z nim związane.
Mam balkon. Balkon jak balkon niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ja - jak każdy normalny człowiek wywiesi pranie na balkonie, normalne zachowanie chyba nie? Ale nie w Auckland... Tu jest zabronione wywieszanie prania na balkonie, bo.... szkodzi to wizerunkowi miasta i budynku... Lepiej żeby się kisiło przez dwa dni w domu i w końcu grzyb niech przyjdzie, ale na balkon nie! bo i kara pieniężna będzie...
A druga historia jest o alarmie przeciwpożarowym... Tutaj chyba wszystko budynki, wszystkie pomieszczenia mają brzdęczki... W sumie na moim suficie oprócz światła są 4 nieznanego mi pochodzenia cosie. Jedno to wiem, że jest głośnik jak jest alarm, drugie to musi być wykrywacz dymu, 3 wentylator, a 4 - nie mam zielonego i żadnego innego pojęcia! (Jak będzie mi się chciało wstać po aparat to cyknę zdjęcie temu sufitowi, to sami się przekonacie.) No i zapalił się komuś alarm przeciwpożarowy. Wszystko piszczy, korytarz świeci na czerwono. Więc trzeba wyjść z budynku. Zanim pokonałam jedenaście pięter to na dole stały już dwie straże. Okazało się, że nic takiego się nie stało. Ktoś gotował coś i za dużo dymu poszło i się uruchomiło. Po 10 minutach marznięcia na dworze wróciliśmy do domku.

Więc, o chorobie napisałam, o balkonie napisałam, o straży napisałam.... Co jeszcze?

OOOO wiem!
Pralka. Tutaj pralki są takie jak u nas, wkładane albo od góry albo od przodu... Ale... Do tych pralek (w zależności jaka to jest pralka) są różne proszki do prania! I tak proszku do prania do pralki ładowanej od góry nie można włożyć do pralki ładowanej od przodu... Idiotyzm nie? Bo niby ten proszek ładowany od góry bardziej się pieni, i coś tam może zniszczyć.

Głowa myśl, co jeszcze napisać... Nie chcę zaś robić offtopica.

A tak poza tym, że mi się zdarzyło chorować, to ciągle imprezuję. Ciągle ktoś jest u nas, ciągle się coś dzieje. Najciekawsze jest to, że zwykle to jest 10 facetów i ja jedna (albo jeszcze jedna dziewczyna, dziewczyna kolegi). I takim o to składem, a w sumie jeszcze większym, 15 facetów i ja jedna poszliśmy do kina. Ojjjj dawno się tak nie bawiłam na żadnym seansie. Poszliśmy na Street Dance 2. I aż nam się tak klimat wszył salsy, że później poszliśmy na imprezę brazylijską. I się bawiliśmy do białego rana.

Z jakieś dwa tygodnie poszłam z kolegą Khalida (przyleciał na przerwę świąteczną z Wellington, gdzie studiuje) do 'fun city' czytaj centrum z rozrywki z różnymi imitacjami motorów, samochodów, strzelanek i itp. Wiecie pewnie o co mi chodzi, nie? No więc poszłam tam z kolegą, żartobliwie nazywanym pingwinem (bo podobno przypomina pingwina - ja chyba jestem ślepa w takim bądź razie). Ja zawsze lubiłam się ścigać na tych motorkach, czytaj masz dwie imitacje motorów koło siebie, każdy ma ekran przed sobą i się ścigasz. No i zawsze (ale serio zawsze!) wygrywałam. Opowiedziałam o tym pingwinowi. Stwierdził, że z nim na pewno przegram... No i.... ten no wygrałam. 2 razy! Potem stwierdził, że idziemy się ścigać na samochodach. W tym nie ma go równych... No i znowu biedak przegrał.. tym razem 3 razy. A ja dostałam dodatkowe 3 gry za darmo za każdym razem byłam pierwsza. :D:D:D A wiecie co jest najlepsze? Z państwa z którego pochodzi, kobieta nie może prowadzić samochodu xD. Opowiedziałam o tym całej reszcie kompani. No i nikt nie dowierzał i każdy chciał mnie przetestować... No i znowu wygrałam... Z każdym po dwa razy... A facetów było 8 tym razem... A jednym przegrałam... Więc stwierdzili, że to ja chyba baba nie jestem, bo nie jeżdżę jak baba :D. No nic ja wiem swoje, oni swoje :D

Jeszcze coś się wydarzyło? Chyba nie... Z grubsza napisałam co u mnie się działo. No i najważniejsze! TAK ŻYJĘ! Nie musicie się o mnie martwić.

W najbliższych dniach postaram się wrzucić zdjęcia na picasę, bo dawno tego też nie robiłam.

p.s.Pokonałam swoje lenistwo i zrobiłam zdjęcie sufitu:)


No i tak: lewy i prawy dolny róg to są światła.  Największe kółko to wentylator. U góry obrazka, megafon i czujnik przeciwpożarowy, a to małe coś pomiędzy wentylatorem a światłem to tylko chyba sam Pan Bóg wie co to jest:P