poniedziałek, 11 czerwca 2012

Wszystko po trochu - czyli nadrabianie zaległości.

No się trochę nazbierało, że aż nie wiadomo od czego zacząć...

Dobra, może od pracy. Coś-nie-coś wspomniałam o niej w ostatnim poście. Od miesiąca ciężko pracuję. Klientów mam kilku i się ciągle zmieniają. Nie mogę powiedzieć ogólnie co robię, bo przy każdym mam inny zakres obowiązków. Zależy co ACC (czyli: The Accident Compensation Corporation (ACC) provides comprehensive, no-fault personal injury cover for all New Zealand residents and visitors to New Zealand. , a czytaj: organizacja, która się zajmuję wszechstronną opieką, dla osób poszkodowanych w wypadkach, zarówno dla rezydentów NZ jak i turystów) zleci w danym przypadku.

Wiecie, że w dzień dziecka minęło, dokładnie 8 miesięcy jak tu jestem... Boże, jak ten czas leci... Ciekawe ile tu jeszcze będę:D Bo kto wie gdzie mnie nogi poniosą za kilka lat;) Jak byłam w UK usłyszałam, że największe tęsknienie przeżywa się po 6 miesiącach... Na razie jeszcze go nie przeżyłam, chyba tylko dlatego, że tyle się ciągle dzieje, że po prostu nie mam czasu.

Ale za to miałam 100% polskie odwiedziny. Otóż odwiedziła mnie koleżanka z Polski. Niestety (albo stety) tylko na 24 godziny. Na 24 godziny tylko, ponieważ jest stewardessą w Emirackich liniach lotniczych, no i miała lot tutaj. Czułam się jakbym w Polsce była. Stara znajoma. I to nie dlatego, że mówiłam po polsku, bo to mi się też tu zdarza, ale tych ludzi poznałam w NZ i mój mózg zakodował ich jako tutejszych. A Basia, to koleżanka z Polski, no i mojej świadomości coś nie pasowało.

Jak mowa o Basi, to miałam ciekawą sytuację, poniekąd z nią związaną. Odebrałam ją z hotelu (który jest 5 minut pieszo ode mnie). Idę do recepcji, i mówię najpiękniejszą jaką się da angielszczyzną, no że ja po koleżankę przyszłam, że jest cabin crew w emiratach, że mieszka w pokoju 300, i już miałam zacząć literować jej nazwisko, a tu patrzę na indentyfikator a tam: Rafał Pawłowski... No nie no, se myślę. Musi być polak, bardziej polskiego imienia i nazwiska nie może mieć. Więc z tej mojej pięknej angielszczyzny przeszłam zgrabnie na polski. OJ! jakie zdziwienie jego było. Od razu się mnie wypytał co i jak, dlaczego, po co i itp. Ja też nie byłam mu dłużna:) Okazało się, że w NZ mieszka od 3 lat. I nie zna ŻADNEGO (!!!) polaka. Zdziwił mnie tym bardzo, ale no cóż. Zabrał mój numer telefonu (mi swój też dał - ale jakoś nie czuję potrzeby kontaktu z nim), jak będzie chciał się skontaktować to wie gdzie mnie i jak szukać.

A wiecie, że u mnie teraz jakby tak był polski grudzień, odwracając wszystko na pory roku? Wczoraj w dzień dobiło do 20 stopni celciusza i to było o 14! Taki grudzień to ja lubię i to bardzo;)

Pamiętacie, jak się zaczynała szkoła, szło się do jakiegoś hipermarketu i przebierało w zeszytach, który ma ładniejszą okładkę? Nowa Zelandia nie ma tego problemu. Tu wszystkie zeszyty są czerwone.
Ja w sumie pamiętam historię jak miałam może 8 lat i babcia kupiła mi jakieś brzydkie zeszyty... Nie chciałam ich do szkoły zabrać, no bo jak to.

Następna różnica pomiędzy PL a NZ to możliwość płacenia wszędzie kartą. Nawet jakieś grosze można. A w Pl od 20 złotych... Tu w sumie nikt nie nosi pieniążków. Karta debetowa wystarcza.

Jak mowa o karcie to mi się przypomniało. Okradli mnie. Na imprezie w klubie, ktoś wyciągnął mi portfel z torebki, którą miałam przez ramię zarzuconą. Jak oni ten portfel wyciągnęli nie mam pojęcia. Zorientowałam się po jakiś 5 minutach może. W portfelu miałam kartę debetową z NZ, kartę kredytową z PL, dowód osobisty i pełno pierdołek i zero pieniędzy materialnych. Ups! przepraszam miałam polską złotówkę! Więc szybko dzwonię do banku tutaj zablokować kartę debetową. Załatwione w 2 minuty, bez zbędnych pytań i itp. Podałam imię i nazwisko, koniec. No ale był większy problem. W portfelu miałam polską kartę kredytową. No i jak ją zablokować, o to jest pytanie. Przecież nie będę dzwonić z komórki do Pl. Majątek by mnie to kosztowało. Przypomniało mi się, że mój bank ma tez infolinię na skype. Więc odpalam internet w komórce, szukam tego adresu na skypa, dzwonię. Mówię na początku pani, że dzwonię z Nowej Zelandii, i dużo płacę za rozmowę i czy mogłaby te wszystkie procedury skrócić. Taaaa skróciła, do 20 minut, ale jeszcze udało mi się zablokować dowód osobisty, jakby jakiś kiwus wpadł na pomysł użycia mojego dowodu w Pl... Taaaa już widzę, jak kupuje bilet za 5000 złotych i leci do Pl, żeby użyć mojego dowodu. No dobra wszystko po blokowane jest. Kartę debetową dostałam od ręki, w oddziale banku. Karta kredytowa gdzieś jest w drodze. Dowodu i tak nie potrzebuję, bo go on tu nie jest akceptowany. Wiecie, czego mi najbardziej żal? Samego portfela. Prześliczny był.
p.s. Tak zgłosiłam całe zajście na policji. Mam spisany raport.

Codziennie do pracy jeżdżę tym samym autobusem, o tej samej porze. I codziennie widzę pewną starszą panią, która też idzie do pracy, tylko jest na zewnątrz autobusu. Nic nie byłoby dziwnego w owej pani, gdyby do pracy nie jechała na ... hulajnodze. Tak, dobrze czytacie. Jeździ do pracy na hulajnodze... Ładnie ubrana w garsonkę, adidaski i plecaczek. I daje na tej hulajnodze.

Jako, że mieszkam z chłopakiem z środkowego wschodu, jak on gotuje, to jest to zawsze, ale to zawsze ryż... Ryż i jakieś mięsko. Ale podstawą dania jest ryż... Ja już mam dosyć tego ryżu! Ileż go można jeść. Na okrągło ryż i ryż... No więc od czasu, do czasu ja gotuję. Polskie dania. To on marudzi, że ziemniaki i ziemniaki na okrągło ;) Ale! uwielbia nasze filety;) i kurczaka w panierce też! Gołąbki też smakowały, ale stwierdził, że nasze narodowe danie, też jego mama robi.. :( Rosołku prosił o dokładkę.(A teraz trochę prywaty zrobię). Tak więc, widzisz mój najdroższy Ujku (tak o Tobie mówię - WB), że umiem gotować jak chcę. A bo nie muszę, bo Kuku spełnia się w kuchni, w szczególności teraz jak ma sesję i musi się uczyć. Tylko, że ja tego ryżu więcej nie zniosę.

Pamiętacie, jak kiedyś w jakimś tam poście pisałam, że poszłam z kolegą Kuku do FunCity i się ścigaliśmy na tych imitacjach samochodów? No więc, tym razem, poszłam z Kuku. Który nie wierzył, że ograłam jego kolegę. No i, tak zgadliście. Jego też ograłam. Dwa razy. Problem w tym, że on był taki pewny, że wygra, że aż się założył ze mną. Ten kto przegra zabiera druga osobę na kolację do restauracji. No i ja się teraz doprosić nie mogę:P Przegrał? Przegrał, więc musi się wywiązać z obietnicy.

Ostatnio, przez przypadek, odkryłam, że co tydzień w piątki jest w porcie organizowane kino na wolnym powietrzu. Dwa tygodnie temu była bajka disnejowska, tydzień temu E.T. a w najbliższy piątek... eee, zapomniałam. Ale coś fajnego też.

Pamiętacie, jak z jakieś 8-10 lat temu, na każdym kroku były kafejki internetowe? No to NZ jest w tym zakresie 10 lat za ... Polską w tym przypadku. Tu ich jest pełno. A powód jest dość oczywisty. Internet tu jest limitowany i baaaardzo drogi (coś mi świta, że kiedyś już o tym pisałam).

Wiecie jak rozpoznać chińczyka czy japończyka od tyłu? Po tym, że noszą kapelusze, czapki? nie wiem jak to coś nazwa. Ja wiem, że promieniowanie tutaj jest bardzo wysokie, bo nad nami jest dziura ozonowa, dzięki Europie i USA, ale bez przesady, w zimie? jak pada deszcze...? ehhh Ci Azjaci...

A teraz muszę przeszukać moich kilka ostatnich postów, bo nie pamiętam czy o tym pisałam czy nie. A powtarzać mi się nie chce. I tak już się dużo na stukałam. Sprawdziłam. Pisałam o pralce i różnych proszkach do prania. Mimo tego, że używamy odpowiedniego proszku, pralka siadła. Wystraszeni, że będziemy musieli płacić $800 za naprawę jej, dzwonimy do agenta naszego i mówimy o sprawie. Dziś przyszedł przystojny pan od pralek. Posiedział dokładnie 5 minut nad nią. Ba! To nawet 5 minut nie było. Okazało się, że jakiś pasek z tyłu się poluzował. No i teraz działa. W sumie właśnie pracuje... Prania od tygodnia nie robiłam i czyste skarpetki się kończą... Koszt naprawy oczywiście jest zerowy.

A na koniec pewna historia. (Wszystkie punkty które zapisałam se w kapowniku zostały już wyczerpane). Koleżanka - sąsiadka ma problem. Pewien chłopak ją nęka, czyli uprawia tzw stalking. Zhen poszła na policję. A policja stwierdziła, że nękanie poprzez pisanie tysięcy esemesów, dzwonienie nie jest żadnym wykroczeniem. Taaa jasne, nie jest. Na szczęście chłopak nie wie gdzie mieszka, więc został mu tylko telefon. Policja jej poradziła, żeby zadzwoniła do operatora telefonu jej. No i tak zrobiła. Operator zablokował jego numer i zaczął prowadzić śledztwo. Co z tego wyniknie to jeszcze nie wiadomo. Na razie Zhen ma spokój. To taki przykład jak nz policja działa. Słyszałam wcześniej tyle dobrego o niej, że zawsze reaguje bardzo szybko, a tu jest przykład i co? Do du*y a nie na sanki jak by to Savka powiedział.

No to na tyle. Mam nadzieję, że nie przynudziłam i miło się czytało.

p.s. do poprzedniego postu (jak ktoś już go kiedyś tam przeczytał)dodaję 2 nowe punkty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz