sobota, 25 lutego 2012

Wiza

To znowu ja xD

Tym razem opiszę Wam moją przygodę z immigration i jak ja bardzo ich nienawidzę!

Właśnie jestem na etapie zmieniania wizy, na 'Working Holiday Visa'. Która upoważnia mnie do pracy tutaj przez rok, z tym wyjątkiem, że co 3 miesiące muszę zmieniać pracodawcę. Musiałam się o nią postarać, bo*:

1) egzamin już mam zdany na 7.5 (czytanie - 8, słuchanie - 7.5, mówienie - 8, pisanie - 7) maksymalnie można było dostać 9. Mówiłam już Wam chyba jak ja nienawidzę pisać, nieprawdaż? No to macie tego przykład najlepszy.
2) rejestracja jest w trakcie, a na nią potrzeba minimum 6 miesięcy
3) co za tym idzie nie mogę a: pracować jako pielęgniarka, b: nie dostanę wizy.

Więc Working Holiday Visa to taki substytut, żeby móc tu zostać i pracować.

Podsunięto mi pomysł, że szukają 'Health Care Assistant' w domach spokojnej starości i innych takich i żebym poskładała w tych miejscach aplikacje. Co i tak zrobiłam. Wysłałam już chyba z 50 cv w samym Auckland, jakieś 10 się odezwało, że czekają aż się skończy okres wysyłania aplikacji i po nim się odezwą. Dostałam jeszcze jednego dość ciekawego mejla, i z nim wiążę duże nadzieje. Pożyjemy zobaczymy.

Do tej cholernej wizy potrzebuje ponownie badania medyczne. Moje stare niestety wygasły. I na nowo musiałam wydać $525. Najpierw rtg płuc - aby sprawdzić czy nie mam gruźlicy - $75, spotkanie z lekarzem - który podotykał mnie chyba wszędzie, sprawdził chyba dosłownie wszystko co mógł, podpisał się na papierze, że wszystko ok - $170, badania krwi - czerwone ciałka, białe, trombocyty, hemoglobina, neutrofile, bazofile i inne takie, glukoza, hemoglobina glikowania, bilirubina, alat, aspat, tj3 i tj4, cholesterol, HDL, LDL, trigliderydy wszystko w normie, w dodatku miałam badanie na HIV, HBV, syfilis i chorobę szalonych krów które wyszło ujemnie. - ta przyjemność tylko $140. No i do tego doszła opłata za wizę - $140. Więc jestem spłukana teraz. GUpi człowiek z immigration, zwykle gdy badania są przeterminowane o miesiąc przyjmują ję. Ale ten się uparł. Rafał stwierdził, że tak mają ludzie w immigration którzy też kiedyś immigrowali do nz. O wiele łatwiej się dogadać z kiwusem. Nawet porównał immigration do kawału o profesorze i wyspie.

Student wchodzi na egzamin, stęka stęka aż w końcu profesor mu przerywa
- wie pan przynajmniej kto to jest student ?
na to student zadowolony
- student to jest osoba która marzy o tym by ciągle pogłębiać swoja wiedzę i
- i znowu źle. Student to jest takie małe gówno na środku oceanu, które z trudem próbuje dopłynąć do wyspy zwanej magistrem ale mu to nie idzie. Oblał pan.
wściekły student na to:
- a wie pan kim jest profesor? Takim małym gównem na środku oceanu, które z trudem dopłynęło do wyspy zwanej magistrem potem z jeszcze większym do wyspy zwanej profesorem a teraz siedzi na dupie i robi fale żeby innym było trudniej.

Więc bardzo podobnie jest tutaj. Przeżyłam ŚLAM, poradzę sobie też z immigration;)

* o tym jakie kroki muszę podjąć aby pracować tutaj jako pielęgniarka możecie znaleźć tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz